piątek, 1 maja 2015

PRZEPIS NA PIZĘ - część 1 - Piza klasycznie

Z tegorocznej wyprawy to właśnie Piza była objawieniem - spędziłam tam cały długi dzień, szwendając się tam i z powrotem, i raz po raz znajdując jakieś ciekawostki. Toteż nie będzie jednego wpisu o Pizie, tylko trzy. Bo jeden to byłoby za mało.
O Pizie chodziły plotki, że sama w sobie jest brzydka - nie potrafię sobie, niestety, przypomnieć, kto tę bzdurę napisał. Jeśli ktoś lubi miasta, które nie są skansenami dla turystów, będzie tam miał wielką przyjemność. Dawno nie trafiło mi się miasto tak bogate, tak pełne ciekawostek. 


Zacznę klasycznie, od tego miejsca, gdzie zaczynają (i niestety, zwykle też kończą) wszystkie wycieczki. Chodzi oczywiście o Piazza dei Miracoli, czyli plac cudów, na którym stoi przesławna krzywa wieża oraz katedra i baptysterium.
Zwiedzałam całą Pizę, a nie tylko jej najbardziej turystyczną część, więc doszłam tam późno, i nie od tej strony, od której jest to przeznaczone. Krzywizna wieży wyglądała stamtąd dość śmiesznie.


Bardzo lubię romańskie zabytki, toteż wieża mi się podobała. Tylko do tej krzywizny jakoś nie mogę się przekonać. Mam wrażenie, że gdyby była prosta, byłaby ładniejsza. Ale co tam.


Szalenie podobało mi się też baptysterium. Gdybym robiła na drutach, miałabym z niego wspaniały wzór zimowej czapki.  Niestety, jest na tyle bogate, że chyba tylko jakaś mistrzyni mogłaby się tego podjąć. To chyba jest powodem, dla którego nikt jeszcze nie dostrzegł potencjału tego budynku w tej kwestii.


Bardzo ładna jest też katedra, z baptysterium jest przepiękny widok na jej fasadę, ktoś nawet był tak miły, że wyciął w siatce ochraniającej dziurę, żeby na zdjęciu nie było krat.


W środku katedry rośnie las kolumn.




Jest to przepiękny zabytek, należy jednak do takich, w których wszystko jest na bogato. Złoto, malowidła, i tym podobne. Robi to wielkie wrażenie, mam jednak wrażenie, że nie tak jednak wielkie, jak prostota tych romańskich zabytków, które jej nie zatraciły.




I mimo że ten tekst może brzmieć momentami nieco ironicznie, naprawdę mi się tam podobało. Było tam mnóstwo dobrych rzeczy i świetnych rozwiązań, na przykład to, że część trawy była ogrodzona i niedostępna dla leżących turystów, więc można było zrobić zdjęcie, na którym naprawdę dobrze widać nie przesłonięte głowami zabytki. Trawy było zresztą dość, żeby turyści i tak mieli miejsce, żeby się zrelaksować, a między nimi leżał wielki anioł Mitoraja, i wyglądał na równie wypoczętego. 


A najmilszym zaskoczeniem były dla mnie toalety, które są tam najczystsze i najładniej pachnące w całej Italii. Chodzi po nich miła, uśmiechnięta pani, a efekty jej wspaniałej pracy widać i czuć. Włochy pod tym względem zazwyczaj pozostawiają wiele do życzenia - będzie kiedyś osobny wpis o strasznych rzeczach, na które natknęłam się we włoskich łazienkach - więc tym razem byłam mile zaskoczona. Z wrażenia poszłam tam dwa razy, zostawiając tam w sumie jakieś 2 euro, i uważam, że były to świetnie wydane pieniądze. 

Podsumowując: 
Warto. Za wejście do katedry się nie płaci, ale trzeba pobrać darmowy bilet. Poza tym, kupuje się bilet tam, gdzie się chce pójść. Można sobie wybierać dowolne konfiguracje. Ja zrezygnowałam na przykład z wejścia na krzywą wieżę i z Campo Santo, które mnie nie interesowały. Baptysterium kosztowało 5 euro. 
Jest tam też bardzo ładne Museo dell'Opera del Duomo, co wiem niestety z drugiej ręki, ponieważ obecnie jest chwilowo zamknięte. 
Opłaca się wejść do informacji turystycznej, można dostać darmową mapę i informację o innych, mniej znanych zabytkach Pizy i okolic, a także kupić świetne kartki pocztowe, z których można sobie wyciąć i skleić swoją własną katedrę, baptysterium i krzywą wieżę. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz